jak ulotne jest słowo teraz wiem czytam list pozostawiony na stole kilka słów tak lekkie, chociaż ciężkie tak lekkie inny dom, inny cel, inna droga, inny dzień inne łóżko, inna noc inna myśl i inny strach nie ma nas, nie ma nas, nie ma nas, już nie ma nas nie ma nas, nie ma nas, nie ma nas, już nie ma nas tak jak dziś, kiedy
wstrzymałam oddech. -Bo chciałem...- zawiesił się. -Co chciałeś? -No wiesz..- plątał się. -No nie wiem!- zaczął mnie irytować. -Zrobiłem coś. -Co zrobiłeś? -Ale nie wiem jak zareagujesz. -Kurwa! Kurek mów o co chodzi! -Wykupiłem dla nas dwutygodniowe wakacje w Bułgarii. -Ahaha ale się uśmiałam. Poważnie pytam. -A ja poważnie na jego ustach powoli pojawiał się banan. -Nie zrobiłeś tego. -Owszem rzuciłam w niego poduszką. -Jak mogłeś debilu mnie tak przestraszyć!?- zaczęłam się na niego wydzierać. -To znaczy że nie chcesz jechać? -Jasne, że chcę!!- rzuciłam mu się na Ale nie odsunął mnie od siebie na kilka centymetrów. -Jak to nie możesz?- mina mu trochę zrzedła. -Chyba, że Ci oddam kasę, nie mogę przyjmować takich drogich prezentów. -Nawet nie żartuj, nie chcę słyszeć o żadnym oddawaniu pieniędzy, to mają być nasze swoje słowa potwierdził namiętnym Wyjeżdżamy na początku czerwca. Powoli zaczynała się nerwówka związana z maturą. Już 5 maja czekał mnie pierwszy egzamin pisemny z języka polskiego. Oczywiście moje przygotowywanie się do niego polegało na czytaniu streszczeń bo kto by się przejmował czytaniem lektur? No na pewno nie ja. Tego nieszczęsnego dnia wstałam o 7:30, odbyłam wszystkie poranne łazienkowe rytuały i zeszłam na dół gdzie czekała na mnie pani Iwonka ze śniadaniem. -Dziękuję bardzo ale ja chyba nic nie grzecznie podziękowałam. W szkole byłam o 8:30, od razu zaczęli wpuszczać nas na salę w porządku alfabetycznym, oprócz tego trzeba było się podpisać na liście i przedstawić dowód potwierdzający twoją tożsamość. Kiedy przyszła moja kolej tak strasznie trzęsły mi się ręce że nie byłam w stanie się podpisać a przecież miałam napisać maturę. Podszedł do mnie mój wychowawca. -Nie denerwuj się tak. Pomyśl sobie, że to mecz i musisz pokonać przeciwnika czyli komisję która będzie sprawdzać Twoją pracę. Lepiej? -Nie. -Dlaczego? -Bo nie mam mój wychowawca zaczął się ze mnie śmiać a ja próbowałam się uspokoić. Po niecałych trzech godzinach męczarni z językiem polskim, wyszłam w miarę zadowolona. Na następny dzień czekał mnie język angielski którego bałam się chyba jeszcze bardziej niż polskiego. Cóż języki nie były moją mocną stroną. Później miałam tydzień przerwy od pisemnych egzaminów urozmaicony maturą ustną z języka polskiego. Udało mi się ją zdać na 55%, ufff. Idąc najpierw na matematykę a dzień później na fizykę czułam się zdecydowanie pewniej niż na językach. Byłam pewna, że będą trudniejsze rzeczy ale okazało się, że nie było tak źle. 21 maja czekał na mnie jeszcze ustny z angielskiego. Siedząc 20 maja u siebie w pokoju ucząc się słówek zadzwonił mój tata. -Cześć. Co słychać?- zapytałam wesoło. -Tosia, powiedział grobowym głosem. -Siedzę. Coś się stało? -Dziadek... dziadek nie żyje. -Kiedy pogrzeb? -W piątek. -Jutro przyjadę, mam podzwonić po rodzinie? -Zajmiemy się tym jak przyjedziesz. Do zobaczenia. Rozłączyłam się i nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Przypomniało mi się jak dziadek uczył mnie grać w szachy i w karty. Jak chodziliśmy z psem na spacery, opowiadał mi jak to kiedyś było. Był moim największym fanem chociaż nigdy nie przyszedł na mecz. Pamiętam jak poszliśmy kiedyś zbierać truskawki, połowę zjedliśmy i babcia była zła. Było mi strasznie smutno, że nie zdążyłam się z nim pożegnać. Cicho zapukałam do pokoju Bartka i otworzyłam drzwi. -Zajęty jesteś? To przyjdę Bartek siedział ze słuchawkami na uszach przed komputerem. -Nie, nie jestem zajęty. Stało się coś? -Możesz wstać?- chyba był lekko zdziwiony ale spełnił moją prośbę. Podeszłam i mocno się do niego przytuliłam. -Tosieńko co się stało?- zapytał jeszcze raz, zamykając mnie w swoich silnych ramionach. -Dziadek powiedziałam dość niewyraźnie. Nic nie powiedział tylko położył swój policzek na czubku mojej głowy. Wtedy poczułam, że Kurek jest dla mnie prawdziwą podporą. Nagle drzwi Bartkowego pokoju się otworzyły i stanęła w nich pani Iwonka. -Ooo przepraszam. Nie chcia...- reszta zdania utonęła już za zamkniętymi drzwiami. Kurek złapał mnie za rękę. -Gdzie? -Na dół, do kuchni. -Po co? -Zobaczysz. Kiedy zeszliśmy na dół kazał mi usiąść w salonie na kanapie, czekać i nie podglądać a on poszedł do kuchni. W między czasie poszłam do swojego pokoju i przyniosłam repetytorium do angielskiego żeby nie marnować czasu. Nagle usłyszałam jakiś huk w kuchni i przeciągłe "auaaaaaa!!" Kurka. Już chciałam tam iść ale głos dochodzący z kuchni nakazywał mi zostać na swoim miejscu. Odkrzyknęłam tylko, że plastry są w górnej szafce pierwszej od okna. Jeszcze po kilku minutach czekania zjawił się mój chłopak, z jedną ręką z tyłu a drugą w jakiś dziwny sposób obklejoną plastrami. Kiedy do mnie podszedł podał mi pucharek lodów na wierzchu była bita śmietana i starta czekolada. -Chcesz żebym była gruba? -To na poprawę powiedział wręczając mi deser. wzięłam go od niego i postawiłam na Pokaż mi tą rękę. -Najpierw zjedz. -Bartek, nie bądź dziecinny. Pokaż mi Poszłam do kuchni po apteczkę, bo nie wiem jak on to zrobił ale starł sobie knykcie prawie do samych kości. Przemyłam mu wodą utlenioną, położyłam gazik i przewiązałam bandażem. -Na przyszłość, jak się bawisz tarką to uważaj na ręce i w ruchomych częściach ciała plastry się nie trzymają. -Sama mi kazałaś przykleić plaster. -Bo nie myślałam że chcesz się pozbyć połowy kostek z ręki. -Jedz. Powiedz czy Ci deser był na prawdę cudowny, chociaż bardziej mnie ujęło że wpadł na taki pomysł i jeszcze chciało mu się go zrealizować. Spać poszłam dość wcześnie ale długo nie mogłam zasnąć. Przewracałam się z boku na bok. Angielski poszedł gładko, chociaż nie byłam orłem z tego przedmiotu. Wychodząc ze szkoły zadzwoniłam do Bartka, że zdałam ale on nie odbierał. Trochę się zdenerwowałam ale zaczęłam iść spacerkiem w stronę domu, w niewygodnych szpilkach. Nagle usłyszałam za sobą trąbienie samochodu. Nie wiedziałam o co temu komuś chodzi, przecież szłam chodnikiem i nikomu to nie powinno przeszkadzać. Postanowiłam się tym nie przejmować i szłam dalej, trąbienie się powtórzyło. Już lekko zirytowana odwróciłam się z zamiarem napyskowania coś na kierowcę ale za kierownicą siedział mój Bartek. Szybko podeszłam i wsiadłam do samochodu. -Czemu na mnie trąbisz jak na tanią dziwkę? -A jak Cię miałem zawołać? -Dobra nie ważne. Zawieź mnie do zmęczona zatopiłam się w fotelu, zsunęłam niewygodne buty i zamknęłam oczy. -Jak angielski? -Zdany. -O czym wylosowałaś temat? -Podróże, ale pytania były bez sensu. Nie bardzo miałam jak lać wodę na szczęście nie czepiali się za bardzo. Czekaj! Gdzie Ty jedziesz?- otworzyłam oczy i zobaczyłam przekreślony drogowskaz Nysa. -No mówiłaś, że mam Cię zawieść do domu. -Ale nie tego! Przecież ja w Nysie mam rzeczy. -Wziąłem to co wczoraj spakowałaś. -Weź się chociaż zatrzymaj bo jazda w galowym stroju nie należy do najwygodniejszych. Zjechał w jakąś leśną drużkę. Odnalazłam moje ulubione jeansowe spodenki i top w biało szare paski. -Oooo tak zdecydowanie powiedziałam kiedy ruszyliśmy w dalszą drogę. Do mnie do domu dojechaliśmy późnym wieczorem. Bartek wziął nasze torby z samochodu i weszliśmy do domu. W salonie siedział ojciec z telefonem w ręku, miał zaczerwienione oczy. Widać było, że płakał. Podeszłam do niego i mocno przytuliłam. -Jesteście?- kiwnęłam głową dalej trzymając go w ramionach. -Daj mi ten wyciągnęłam mu słuchawkę z Ja będę dzwonić. Gdzie mama? -Pojechała do pracy. Ja się pójdę odszedł szurając nogami. -Bartek, jak chcesz to możesz jutro wracać do domu, nie musisz tutaj być. -Wiem, ale siadł koło mnie i dyktował mi wszystkie numery naszej rodziny z notesu ojca. Ostatni telefon wykonałam po 22. Byłam bardzo zmęczona i na dodatek popsuł mi się humor od przekazywania smutnej wiadomości. Cieszyłam się, że Bartek był przy mnie i w każdej chwili mogłam się do niego przytulić. Poszłam zobaczyć co z ojcem. Chyba spał. Poszłam do łazienki, wzięłam szybki prysznic. Po położeniu się do łóżka szybko zasnęłam wtulona w Bartka. Na następny dzień Bartek z ojcem ustawiali wszystko w salonie a my z mamą przygotowywaliśmy posiłki. -Tosia jesteś z Bartkiem?- zapytała mama podczas przygotowywania mizerii. Zaskoczyła mnie kompletnie tym pytaniem. -Tak. -Długo? -Już prawie rok. -Tylko pamiętaj, każde czyny pociągają za sobą jakieś konsekwencje. -Wiem mamo. -Nie zrób czegoś czego będziesz żałować. Wybrałaś już kierunek studiów? -Tak. Geofizykę na politechnice łódzkiej. -A siatkówka?- wzruszyłam ramionami. -Nie dostałam żadnej propozycji, najwyżej zapiszę się do powiedziałam to samo co Bartkowi. Tego dnia też położyliśmy się późno. Na pogrzeb przybyło bardzo dużo ludzi. Byli goście z Warszawy, Krakowa i Śląska, niektórych osób wcale nie znałam. Zdziwiło mnie to, że nie płakałam. Kiedy zmarła babcia Jadzia czyli matka ojca, żona dziadka Tadka też nie płakałam chociaż można to tłumaczyć tym, że byłam dużo młodsza i chyba nie do końca rozumiałam co się dzieje. Na stypę przybyło dużo ludzi. Krążyłam z talerzami między salonem a kuchnią. Nagle do kuchni przyszła ciocia Ania. -Tosiu mogę z Tobą porozmawiać? To trochę się przestraszyłam ale zgodziłam się i odeszłyśmy na bok. _________________________________________________________________ Niestety chociaż mocno trzymałam kciuki za chłopaków to polegliśmy ale przecież to nie koniec świata więc uczy do góry Misiaki! Jutro kolejny mecz! Kolejna nadzieja na zwycięstwo! "W górę serca bo POLSKA wygra mecz!!" Skoro obiecałam to słowa trzeba dotrzymać dlatego dzisiaj wstawiam nowy rozdział ;D Wasze komentarze strasznie mnie motywują do dalszego pisania :P Dzięki kochani :* Do przyszłego poczytania: T.
Życie jest małą ściemniarą, francą, wróblicą, cwaniarą plącze nam nogi i mówi idź! środa, 14 sierpnia 2013. Odbierz ten telefon! Otworzyłam drzwi i Dość długi tekst, ale bardzo, bardzo chciałam się tym podzielić z wami. Wczoraj postanowiłam popracować nad swoją pewnością siebie. I zastanowiłam się - kiedy czuję się najmniej pewna siebie, kiedy najbardziej się boję, kiedy odczuwam największy niepokój, kiedy się wycofuję, bo lęk jest na tak wysokim poziomie, że w głowie kotłują się myśli "Nie dam rady, nie, nie, nie zrobię tego, nie umiem, nie potrafię, boję się". Uznałam, że najbardziej boję się nieznanego. Najbardziej boję się czegoś nowego, z czym nie miałam styczności. Boję się sytuacji, w których wiele rzeczy jest dla mnie nowych - a jak nowych, to oczywiście strasznych. Kiedyś na terapii doszliśmy do tego, że w każdym miejscu chciałabym czuć się komfortowo. Jeżeli tego komfortu brak - wycofuję się. W strefie komfortu czuję, że wszystko znam, jest przewidywalne, czuję się - jak sama nazwa wskazuje - komfortowo, czuję się swobodnie. Uznałam, że wychodzenie ze strefy komfortu i budowanie pewności siebie to takie dwie łączące się kwestie. A co to jest według mnie pewność siebie? Akceptowanie siebie, lubienie własnej osoby, wiara we własne możliwości, to znajomość swoich dobrych cech, umiejętności i docenianie siebie samego, to niejako poczucie własnej wartości i przede wszystkim zaufanie do siebie, do swoich działań, swoich decyzji. To pewność siebie jako pewność własnej osoby, tego jacy jesteśmy. Jak więc wychodzić ze strefy komfortu, jeżeli nie czujemy się pewni tego, że damy radę, że potrafimy? Jeśli nie ufamy sobie przy wychodzeniu z tej strefy? Jeśli nie wierzymy w swoje możliwości? Co więc postanowiłam zrobić? Postanowiłam doprowadzić do sytuacji, w której czuję się nieswojo, niekomfortowo i lękowo. Kiedyś bałam się jeździć autobusem na terapię - wystawiałam się na lęk i pomimo jego obecności jechałam tym pierniczonym autobusem. Bałam się galerii handlowych. To w nich dostawałam ataków paniki. Więc chodziłam do galerii, chodziłam po niej tak długo, jak byłam w stanie. Takie sytuacje to było wychodzenie ze strefy komfortu. Jeżeli autobusów już się nie boję, galerii także, to co dalej? Boję się nieznanego - pojawiła się więc myśl: Pojadę autobusem w nieznane mi miejsce w Ostrowie (moim mieście) Od razu oczywiście moje zaburzenie miało na to odpowiedź i pojawił się dialog wewnętrzny (ogólnie to niektóre mogą być... niepokojące, ale zapewniam, że nie mam schizy ani nic takiego ): - No chyba Cię pogrzało. Nie dasz rady. Po co Ci to, siedź w domu. - Cichaj, chcę pojechać - Nawet jeśli gdzieś tam dojedziesz, to i tak się poryczysz i skończy się na tym, że nic nie potrafisz - Dobra, cichaj, nie pierdol Potem była rozkmina, gdzie tak właściwie mogłabym pojechać. - Wiem! Pojechałabym do teatru. No dobra... Ale w Ostrowie nie ma teatru... Teatr jest w Kaliszu, to 20-25km od Ostrowa. - I po problemie, nigdzie nie jedziesz Jakie "nigdzie nie pojedziesz"? Weszłam na stronkę teatru w Kaliszu, zobaczyłam kalendarz, spektakle, jaka sztuka jest 17 listopada. "Szalone nożyczki" - coś mi się o uszy gdzieś, kiedyś tam obiło. Sprawdzam miejsca - trochę lipa, wiadomo... dzień przed spektaklem. Ale dobra - coś jest, pojedyncze miejsca są, a to wystarczy. Odłożyłam temat na późniejszą godzinę, na szybko tylko tyle sprawdziłam będąc w odwiedzinach u babci. Wróciłam do domu, od razu włączyłam laptopa i zaczęłam patrzeć na rozkład autobusów - najpierw do Kalisza. - Przecież Ty nigdy nawet sama do Kalisza nie pojechałaś - Wiem. Co w związku z tym? - Nie dasz rady - Nie przekonuje mnie to. Cichaj, szukam rozkładu M albo 19E - Ale i tak nie dojedziesz - Ale i tak dojadę. Zluzuj rajtuzy. I majty przy okazji Znalazłam autobus. Przeprowadziłam bardzo skomplikowane obliczenia, żeby dowiedzieć się czy godzina, o której dojadę do Kalisza, nie będzie zbyt późna Kolejny etap. - Może i do Kalisza dojedziesz, ale do teatru to już nie ma opcji - Jakoś inni ludzie dojeżdżają, to dlaczego nie ja? Jak dostać się z miejsca desantu w Kaliszu do teatru? Google Maps - hilfe. Że niby 1,4km? Dobra, to tyle to mogę przejść. A autobus? No coś tam jest w razie czego... Nawet bym zdążyła, ale według moich obliczeń wyjdzie na to samo jakbym się przeszła. To się zobaczy. - Ta, ruszysz z buta i nie trafisz. Zdecydujesz się na autobus, to nie znajdziesz odpowiedniego przystanku i też dupa. Odpuść - Co to jest 1,4km?! Najwyżej włączę GPS w telefonie, co za problem? Jak nie znajdę przystanku, to pójdę z buta, proste. Dobra, powinnam być o 18:39 pod teatrem. Spektakl jest o 19. Chyba będę wystarczająco wcześnie. Innej opcji nie ma. Ok, ale co z powrotem? Sobota, późna godzina, jak wrócę do domu? Autobusy raczej lipne będą. Ale sprawdzę... Ostatni o 21:30 - nie zdążę na niego dotrzeć. No i dupa, faktycznie nic z tego nie będzie. - Mówiłam. Nie dasz rady, po co Ci to, siedź w domu na dupie i nie wymyślaj - O, będę wymyślać. Pojadę pociągiem do domu - Taaaaak, bo na pewno trafisz na dworzec Najpierw sprawdzę, czy w ogóle mogę liczyć na pociąg. Pociąg o 22:15. No i gitara! Gdzie jest ten dworzec w ogóle? A.... tutaj... Dobra, przystanek przy nim - jakie linie tam przejeżdżają i jednocześnie blisko teatru? Ta nie, ta też... ta tylko w dni robocze... Mam! Linia 19. Przystanek ulicę dalej od teatru, rzut widłami i beretem. Przystanek docelowy pod galerią, a dworzec jest za nią, wystarczy okrążyć galerię. Ok. Godzina pasuje, zdążę i wyjść z teatru i na pociąg. - Przecież nawet do teatru nie dotrzesz - To nie dotrę. Trudno. Będę w plecy o bilet na spektakl i trochę czasu. Najwyżej. A jak dotrę, to się będę dobrze bawić - To utkniesz w Kaliszu, nie wrócisz do domu - To zadzwonię po ciotkę, która mieszka niedaleko? Uratuje chrześnicę w opresji. Jeszcze raz analiza wszelkich autobusów, tras piechotą, pociągu... Zabazgrana kartka A5. Bilet do teatru kupiony. Nie ma odwrotu. Miałam jechać w nieznane miejsce w Ostrowie 9pojechać, pochodzić, wrócić, pewnie maks godzina, dwie), a wyszło na to, że mam zamiar pojechać SAMA do Kalisza, miasta oddalonego o 20-25km ode mnie, 50 minut jazdy autobusem (jak on jedzie, że tak długo...?), do teatru, w którym ostatnio byłam chyba w gimnazjum i do tego mam zamiar wracać późno, gdy będzie ciemno, łazić po obcym mieście. Pogrzało, pogięło, poprzewracało się w dupie od tego zaburzenia albo zjadłam coś, co mi zaszkodziło na mózg. - Przecież się boisz, nie poradzisz sobie, odpuść, wróć po rozum, oddaj bilet czy coś - Jestem tchórzem czy słoniem? Słoniem. A słonie się nie boją. Zwłaszcza te różowe - Dobra, załóżmy, że pojedziesz i co? Nic Ci to nie da, pewnie dalej będziesz się bać i będziesz płakać z powodu pierdół - Pojadę i dam radę. Będę pewnie nie raz płakać, ale przecież nie od razu słoń umiał chodzić, prawda? Jakieś kroki robić trzeba, żeby nauczyć się chodzić. A ten krok będzie krokiem milowym... słoniowym wręcz. Mogę całe życie pełzać albo robić kroki i upadać, by zrobić kolejne. W ogóle, to gdyby nie wsparcie mojej mamy, to nie zdecydowałabym się na taką wyprawę (dla wielu to normalny wyjazd do teatru, dla mnie.... Jakaś masakra). Przytoczę jej słowa: Do teatru? Ale po co? O 19 dopiero spektakl?! Ale to nie dasz rady dojechać, nie wiesz, gdzie jest Rogatka, późno będzie, ciemno, nieprzyjemne typy już łażą pewnie wtedy. Dziecko kochane, jak Ty wrócisz. Może kiedy indziej lepiej pojedź z Ernestem, a nie tak sama? Jeszcze coś Ci się stanie... No nie dasz rady Taaaaak.... Nie ma to jak wsparcie i motywacja rodzica Ale nie powiem, weszła mi na ambicję Dziś rano rozmawiałam z Ernestem przez telefon i stwierdził, że pewnie to oni (on, mama) bardziej się denerwują niż ja. Zacytuję Ernesta : Ja się czuję, jakby moje dziecko pierwszy dzień w szkole było I zrobiłam to. Poszłam na przystanek, pojechałam linią M do Kalisza, wysiadłam w Kaliszu, poszłam do teatru, świetnie się bawiłam, zdążyłam na autobus o 21:30 do Ostrowa, odebrałam paczkę z paczkomatu, przeszłam się do domu i już. Nogi mnie bolą Nieliczni tutaj wiedzą, jakie miałam życie, co mnie spotkało. Pierwszy raz wspomnę o tym publicznie. Nie o całym swoim życiu, reszta w tej chwili jest mniej ważna w kontekście mojego wyjazdu do teatru, ale o jednej z głównych przyczyn mojego zaburzenia. Jako 14-letnia dziewczynka zostałam zgwałcona. Latami próbuję dość do siebie, brałam różne leki od psychiatry, próbowałam terapii zespołu stresu pourazowego i teraz próbuję kolejnej, próbowałam jednocześnie skończyć szkołę, miałam próby samobójcze i pobyty w szpitalu na oddziale zamkniętym. I co to ma do wyjazdu do teatru? Pojechałam sama. Sama, do obcego miasta. Było ciemno, nie czułam się ani trochę pewnie. To było dla mnie totalne opuszczenie mojej małej strefy komfortu. Szłam po zmroku przez obce dla mnie miasto. Wiecie jakie miałam w głowie myśli, scenariusze? Ktoś mnie napadnie, ktoś mnie wykorzysta, znowu będzie to samo, ktoś mi zrobi krzywdę. Dodam jeszcze, że w czwartek miałam terapię, na której po raz pierwszy poddałam się tak silnej ekspozycji i opowiedziałam terapeucie, jak przebiegał gwałt na mnie. To jakie emocje towarzyszyły mi po tej terapii... Tego nawet nie umiem opisać. Było mi bardzo ciężko. Płakałam, czułam się rozwalona na miliony kawałków, tak bardzo bolało mnie serce w przenośni. A dwa dni później wyszłam ze strefy komfortu, trzasnęłam jej drzwiami i pokazałam, że potrafię. Poczułam, że mam władzę, mam moc. Mam władzę nad zaburzeniem, a nie ono nade mną. Mam moc przeciwstawiania się lękom, pokonywania barier strefy komfortu. To ja decyduję o swoim życiu, a nie zaburzenie. Mam multum możliwości, tylko muszę chcieć, muszę zdobyć się na odwagę. Muszę zawalczyć o siebie i się nie poddawać. PeEs: większość tego postu napisałam jeszcze przed wyjściem, bo wiedziałam, że mi się uda Podstawowa zasada: pierdol to. Numb - Buried Alive zobacz tekst, tłumaczenie piosenki, obejrzyj teledysk. Na odsłonie znajdują się słowa utworu - Numb.
Szybkim ruchem lewej ręki odpiełam pas podczas gdy prawa powędrowała do klamki jednak zanim zdąrzyłam otworzyć drzwi usłyszałam jak granatowe audi zwiększa obroty a moje plecy wbiły się w siedzenie. -Co Ty robisz?- prędkościomierz przekraczał właśnie 90 km/h i wciąż wskazówka przesuwała się w Zatrzymaj się! Zawróć!- nie reagował, nawet na mnie nie spojrzał tylko spowrotem zapinał mój KURWA!! TO MÓGŁ BYĆ CZŁOWIEK, MOŻE MOŻEMY MU JESZCZE POMÓC! ZAWRÓĆ!- pisk palonych opon i pas wrzynający mi się w ramię świadczył o tym, że chyba to przemyślał. Był blady jak ściana, widziałam to pomimo ciemności. -Pójdę do drżał, ręce mu się trzęsły, oczy szkliły. -Musimy zawrócić i sprawdzić co się stało, w razie potrzeby wezwiemy pogotowie i policję. Nic nie piłeś, jechałes trzeźwy w najgorszym razie oskarżą Cię o nieumyślne spowodowanie wypadku. Wracamy?- starałam się mówić jak najspokojniej ale sama byłam strasznie zdenerwowana. -Jeśli pojedziesz bo ja nie jestem teraz w nie miałam jeszcze prawa jazdy, jak by nas tak złapała policja to prawka bym jeszcze długo nie zobaczyła. Nie miałam wyboru, z Bartkiem za kierownicą najprędzej byśmy wylądowali w kostnicy, mogłam jeszcze zadzwonić po mojego ojca ale nie chciałam tego robić. Zamieniliśmy się miejscami, ustawiłam sobie odpowiednio do mojego wzrostu fotel i zawróciłam. Po kilku minutach jazdy zwolniłam ponieważ nie wiedziałam gdzie dokładnie to było. -Rozglądaj Bartkowi, chociaż nie byłam pewna czy do niego cokolwiek dociera. -Tam jest jakaś Kurek wskazał miejsce kilkanaście metrów przed nami. Zatrzymałam się, wygrzebałam ze schowka latarkę i wysiadałam z samochodu. -Zostań powiedziałam zamykając drzwi. Spojrzałam na samochód, stłuczona szybka od reflektora pomimo to świecił. Na drżących nogach zrobiłam kilka kroków, ta plama to niewątpliwie była krew. Włączyłam latarkę i skierowała jej światło na trawę która rosła wzdłóż jezdni i sięgała mi do połowy łydki. Coś tam leżało, nogą rozgarnęłam źbła żeby lepiej widzieć. -Bartek!! Chodź tutaj!- krzyknęłam i kiwnęłam ręką. Niepewnie wysiadł z Lis! Potrąciłeś lisa! -Kamień z wyraźnie mu ulżyło. -ZDAŁAM!!!- wpadłam jak burza do DAWAĆ SZAMPANA I KIELISZKI!! -Moja wyściskał mnie Ale szampana nie mamy. -Jak to nie mamy? Powiedziałeś, że jak zdam to postawisz szampana. -Nie spodziewałem się, że zdasz za pierwszym razem. -No dzięki tato!- wszyscy się zaczęli śmiać. -Dobrze już dobrze, pojadę po wyszedł z domu. -Rano dzwonił ktoś w sprawie wynajęcia mieszkania w Krakowie. -O! Super. -Na pewno chcesz wynajmowac to mieszkanie? -Mamo z mieszkania w Krakowie będę w stanie oplacić mieszkanie w Łodzi i jeszcze mi zostanie, więc w zasadzie sama się utrzymam. Nie będę brała od Was pieniędzy. Kolejne dni były bardzo przeciętne, z niecierpliwością czekałam na odebranie na prawa jazdy. Byłam w Krakowie podpisać umowę z trzema młodymi studentkami. Chodziłyśmy z Moniką na spacery i ogólnie spędzałyśmy ze sobą bardzo dużo czasu. Bartek pojechał do Nysy. -Co robimy?- leżałyśmy z Moniką u mnie na łóżku. -Nie wiem. -To wymyśl coś. -Ale mi się nie chce. -A myślisz, że mi się chce? -Masz jakieś filmy? -Coś tam mam, ale musisz mi podać komputer. -A czemu ja? -Bo jesteś bliżej. -Nie sięgnę. -A to trudno. Ale gorąco. -Mam pomysł!- Monika gwałtownie siadła na łóżku. -No? -Idziemy na basen! -A umiesz pływać? -Nie. -To spoko możemy iść! Szybko zaczęłam szukać mojego stroju kąpielowego, pobiegłam na dół do sypialni rodziców po ręcznik, z torby wyrzuciłam wszystkie niepotrzebne rzeczy i wpakowałam tam wszystkie rzeczy na basen. Później jeszcze krótki postój u Moniki żeby i ona zabrała rzeczy i popędziłyśmy się ochłodzić w basenie. Kilka dni później odebrałam telefon od Kurka. Miałam zabrać ze sobą Monikę i przyjechać z nią na Superpuchar. Obydwie się ucieszyłyśmy, że Bartek zdobył dla nas bilety. Impreza miała się odbyć w hali Bełchatowskiej, 27 września. Ubłagałam ojca żeby dał mi samochód, nie był zachwycony ale po wielu moich błaganiach zgodził się. Najpierw zajechaliśmy do nowego mieszkania Bartka, było większe niż to w Kędzierzynie, dwupokojowe, osobna kuchnia i łazienka. Poza tym bardziej nowoczesne i nie było tam takiego syfu. -Zrobić Wam coś dziewczyny? -My się tu same obsłużymy a Ty idź się zrobiłam nam kawy (Bartkowi też) i nawet udało mi się znaleźć w lodówce kawałek ciasta, sprawdziłam tylko czy świerzy (okazało się, że tak) i poczęstowałyśmy się nim z Monią. Na halę zajechliśmy kilka minut po 15, Bartek poszedł się przebrać a my zajęłyśmy swoje miejsca na trybunach. Po kilku minutach koło mnie usiadł wysoki i przystojny chłopak na oko w moim wieku. Od razu do nas zagadał. -Komu kibicujecie? -Skrze, a Ty? -Częstochowie, tam gra mój przyjaciel. -Który to? -Ten z na koszulce było nazwisko A Wy macie kogoś w Skrze? -Tak, mój chłopak tam gra, z 7. -Tak w ogóle to Michał podał rękę mi i Monice, przedstawiłyśmy się i razem dużo zabawniej oglądało się mecz. Skra wygrała 3 do 0 przez co trochę docinałyśmy Michałowi, ale on śmiał się razem z nami. Po skończonym meczu rozeszliśmy się w swoje strony, my do Kurka i Jarosza a on do tego swojego przyjaciela. Swoją drogą Michał zdecydowanie był przystojniejszy od Bartmana. Po chwili podszedł do nas Mariusz Wlazły. -Jedziecie do mnie? Robię grilla. ucieszył się Tylko powiedz jak do Ciebie Mariusz zaczął tłumaczyć jednak Bartek szybko rzucił Tośka słuchaj bo nie trafisz. -A to Ty jesteś kierowcą?- kiwnęłam tylko głową. Mariusz cierpliwie tłumaczył mi drogę, każdy zakręt itd., ciężko się było skupić bo cały czas myślałam o tym jaki on jest Trafisz? -Tak, powinniśmy trafić. Chodźcie musimy jeszcze skończyć do sklepu po kiełbaskę. Nawet bez problemu udało nam się trafić. _________________________________________________________________ Witajcie Kochani!!! Wróciłam wczoraj do domku i od razu postanowiłam nadrobić trochę postów ;) Mam nadzieję, że się za mną stęskniliście bo mi Was bardzo brakowało i już nie mogłam się doczekać kiedy znów będę mogła coś napisać ;) W miarę możliwości będę starała się jak najczęściej wrzucać. A teraz słuchajcie, największą niespodzianką dla mnie był PŁATNY WSTĘP NA TRZY KORONY. Nie, to nie żart, bilet ulgowy 2 zł, normalny 4 zł. Przecież to są kpiny, idziesz tyle kilometrów, zmęczysz się i jeszcze musisz zapłacić. Bez sensu... To na razie tyle z mojej strony ;D Do przyszłego poczytania: T.
Against All Gods - Kambrium zobacz tekst, tłumaczenie piosenki, obejrzyj teledysk. Na odsłonie znajdują się słowa utworu - Against All Gods.

Kiedy po raz pierwszy usłyszałam wypowiedź o piosence, która teraz leci w każdym radiu bez przerwy, to pomyślałam: Hah! Kolejny gniot. A jak go tak promują to będzie jeszcze gorzej. Recenzja brzmiała mniej więcej tak, że facecik zachwalał pod niebiosa nutkę napisaną do filmu, który na dniach miał wejść na ekrany kin. Produkcja polska oczywista. Do tego zakładał, że za kilka tygodni pół Polski będzie nuciło tekst piosenki pod nosem. Zemdliło mnie od tego słodzenia, tym bardziej, że ostatnio odstawiłam biały cukier na rzecz trzcinowego, dodatkowo sypiąc go o wiele mniej. Odzwyczaiłam się od jakiegokolwiek "cukrowania", więc wyczynianie pana krótko mówiąc mnie odrzuciło od dzieła. W chwili obecnej sama znam pół tekstu na pamięć, platonicznie kocham się w wokaliście grupy "Lemon" i żeby z grubej rury dowalić do pieca to wstawiłam sobie "Nie ufaj mi" jako dzwonek. Wiem, denne poczynania. Piosenka nie jest nadzwyczajna, ani ja lepszych wykonawców. Przykładem jest ostatnia melodia Within Temptation "Whole World is Watching" z Piotrem Roguckim - majstersztyk! Mówcie co chcecie, ale ja mam ciary. Jednak moim numerem jeden, od dawna uwielbionym jest "Angels" tego zespołu - cierpnie mi wtedy każda cząstka ciała. Co do piosenki to jest zwyklutka i tekst też ma taki sobie. Natomiast dla mnie to refren jest powalający i od razu mi się z czymś skojarzy: "Życie jest małą ściemniarą, wróblicą, wygą, nam nogi i mówi idź! Nie wierz, nie ufaj mi! Życie jest małą ściemniarą, francą, wróblicą, nam nogi i mówi idź! Wkręceni w zgubną nić! Wkręceeeeni /x3Życie jest małą ściemniarą, wróblicą, wygą, nam nogi i mówi idź! Nie wierz, nie ufaj mi! Życie jest małą ściemniarą, francą, wróblicą, nam nogi i mówi idź! Wkręceni w zgubną nić." Primo - przemawia do mnie - jest prawdą. Nie wiem czy do końca można to nazwać życiem, czy może losem, fatum, przeznaczeniem, ale na pewno jest coś co to wszystko układa. I żeby było jasne raz a dobrze, (bo nie lubię tego tematu), nie mieszam w to żadnego bóstwa. Krótko mówiąc jestem ateistką, chyba tak mogę siebie nazwać, przy czym w jedno wierzę. Wierzę w naturę i w człowieka, który jest jej częścią. Finisz. Secundo - ta cała franca, wróblica, cwaniara pokierowała mnie do autora, który ostatnio zawładnął moimi wieczorami. Pan nazywał się Tuwim. Julian Tuwim. Moja Lucinda zakochana jest ostatnio we wszelkich ciufciach, pociagach i lokomotywach, więc i "Lokomotywa" Tuwima ujęła ją na wskroś. Obecnie znam ją na pamięć, w sensie wierszyk, i klepie bez zaglądania do książki. Moje dziecko nie jest tym zachwycone, gdyż oburza ją, że nie czytam. Mówi mi : "mama cytaj, cytaj!" stukając znacząco w okładkę już z lekka zdezelowanego zbioru wierszy. Przy czym ja rzygam już tą lokomotywą tak jak bohaterka filmu "Ile waży koń trojański" rzygała symbiozą córki i jej ojczyma, którzy na dwa głosy recytowali inni tuwimowy utwór. Tu jestem bliżej końca, niż początku albowiem zdradzam już tytuł tego do czego dążyłam. Tadam! Karta z dziejów ludzkości Spotkali się w święto o piątej przed kinemMiejscowa idiotka z tutejszym idiotko - rzekł kretyn miejscowy -Czy pragniesz pójść ze mną na film przebojowy?Miejscowa kretynka odrzekła: - Z ochotą,Albowiem cię kocham, tutejszy kretyn miejscowy uśmiechnął się słodkoI poszedł do kona z tutejszą miłym macaniu spłynęła godzinkaI była szczęśliwa miejcowa wreszcie szepnęła: - Kretynie tutejszy!Ten film, mam wrażenie, jest coraz poszli na sznycel, na melbę, na winko,Miejscowy idiota z tutejszą się zwarli w uścisku zmysłowymTutejsza idiotka z kretynem ten sposób dorobią się córki lub syna:Idioty, idiotki, kretynki, kretyna,By znowu się mogli spotykać przed kinemTutejsza idiotka z miejscowym kretynem. Jeszcze przed zakręceniem się w urok "konika trojańskiego" i jego obsady - Ostrowskiej, Ostaszewskiej i Marczewskiego, czytałam gdzieś już tego Tuwima dla dorosłych i zapałałam do owego wiersza miłością pierwszą, niczym nie skalaną. Na marginesie zdaje sobie sprawę z faktu, że grał tam Więckiewicz i rewelacyjna pani Szaflarska, ale niewyobrażalny talent tego pierwszego jakoś mnie nie poraża napięciem 230V, natomiast do pani żywię szczery podziw, lecz to już nie moja epoka. Ostatecznie jestem zakręcona kretynką z kretynem oraz melodią z "Wkręconych" I wszystko jest zakręcone tak jak ja! Muua :*

Życie jest małą ściemniarą, francą, wróblicą, cwaniarą plącze nam nogi i mówi idź! sobota, 8 czerwca 2013. Smutna wiadomość -Mów.- wstrzymałam oddech. Z Wikisłownika – wolnego słownika wielojęzycznego Przejdź do nawigacji Przejdź do wyszukiwaniawróblica (język polski)[edytuj] wróblica ( wymowa: znaczenia: rzeczownik, rodzaj żeński ( ornit. samica wróbla ( przen. spryciara odmiana: ( przypadekliczba pojedynczaliczba mnogamianownikwróblicawróblicedopełniaczwróblicywróbliccelownikwróblicywróblicombiernikwróblicęwróblicenarzędnikwróblicąwróblicamimiejscownikwróblicywróblicachwołaczwróblicowróblice przykłady: ( Czy łatwo jest odróżnić wróblicę od wróbla? ( Życie jest małą ściemniarą, / wróblicą, wygą, cwaniarą. / Plącze nam nogi i mówi idź![1] składnia: kolokacje: synonimy: antonimy: hiperonimy: ( samica hiponimy: holonimy: meronimy: wyrazy pokrewne: przym. wróbli rzecz. wróbel mzw, wróbelek mzw związki frazeologiczne: etymologia: pol. wróbel + -ica uwagi: tłumaczenia: białoruski: ( вераб'іха ż rosyjski: ( воробьиха ż źródła: ↑ Igor Herbut, Wkręceni (Nie ufaj mi) Źródło: „ Kategoria: polski (indeks)Ukryte kategorie: polski (indeks a tergo)Język polski - rzeczownikiJęzyk polski - rzeczowniki rodzaju żeńskiego Tkm maa ycie to nie film - Tekściory.pl – sprawdź tekst, tłumaczenie twojej ulubionej piosenki, obejrzyj teledysk.
"...Życie jest małą ściemniarą, wróblicą, wygą, cwaniarą. Plącze nam nogi i mówi idź! Nie wierz, nie ufaj mi! Życie jest małą ściemniarą, francą, wróblicą, cwaniarą. Plącze nam nogi i mówi idź! ..." Hola! To znowu ja... tak ta najgorsza Katie Verminguez. Jak widzicie użyłam swojego pełnego loginu, ponieważ tak się cieszę że skaczę po łóżku. Chociaż mam wiele powodów do zmartwień... to stąd ten tytuł. Ale nie będę was zanudzać moim życiem. Mam tu dla was: 2 szablony 2 wolne nagłówki Kod CSS Zamówienie dla Tini (aby pobrać kilknij na obrazek) Chciałam kolor różowy, ale po koloryzacji stał się kremowym :( Może mnie nie zabijesz ... I tym właśnie szablonem się jaram. Wreszcie odkryłam magię transformacji :-P Zamówienie dla Jewel No i następny kremowy :P Tego robiłam gdzieś tydzień temu, i nie znałam jeszcze tej magii css jak w poprzednim. Przepraszam że nie użyłam tamtych zdjęć. Jak chcesz mnie zabić to jest kolejka xD Teraz przejdę do nagłówków :P Nie wiem czy wam się spodobają... To teraz kod css na takie efekty w poście jak w pierwszym szablonie. Edit: Pomyliłam kody xD .post-body img { border-radius: 0px; transition:all 9s; -moz-transition:all 9s; /* Firefox 4 */ -webkit-transition:all 9s; /* Safari i Chrome */ -o-transition:all 9s; /* Opera */ } .post-body img:hover { border-radius: 90px; } Możecie oczywiście zmieniać wartości :P No to chyba tyle... Przyjmę 3/4 zamówienia. :P Zostaję z wami!!! Taki mam zaciesz :P Przyjmuję zamówienia:
6yxrz.
  • ovsz8rn3wh.pages.dev/10
  • ovsz8rn3wh.pages.dev/167
  • ovsz8rn3wh.pages.dev/228
  • ovsz8rn3wh.pages.dev/207
  • ovsz8rn3wh.pages.dev/287
  • ovsz8rn3wh.pages.dev/93
  • ovsz8rn3wh.pages.dev/107
  • ovsz8rn3wh.pages.dev/25
  • ovsz8rn3wh.pages.dev/114
  • życie jest małą cwaniarą tekst